Słowa mają znaczenie.
Kiedy mama wyznaje dziecku miłość, trzymając je na kolanach i tuląc do siebie, z powodu przypływu wielkiego uczucia, nawet nieco za mocno, jej głos jest miękki, jak pluszowy kocyk. Gdy następnego dnia idą na spacer, dziecko słyszy „uważaj” jak ostre jak brzytwa przeszywające powietrze dzielące je od mamy… bo spadniesz, potkniesz się pobrudzisz. Gdy wchodzą do sklepu, dziecko mówi „kup mi”, bardzo tego chce. Aż łzy kręcą się w oczkach, wielkich jak u księżniczki z chińskiej bajki. Mama jednak nie ma czasu na tłumaczenie, nie ma siły na żarty, nie ma ochoty na pochylenie się nad potrzebą, czy marzeniem. Dziecko nie wie, nie rozumie, że mama jest zmęczona i głodna. Straszy – „uspokój się, bo pan Cię zabierze” … zróbmy tu stopklatkę… Taka droga nie prowadzi do wychowania otwartego, gotowego na współpracę z innymi człowieka. Są sytuacje w życiu każdego z nas, że do obcego człowieka trzeba się odezwać, poprosić lub zaproponować pomoc. Tak jesteśmy skonstruowani – „człowiek